- Mauzoleum, tsk! - parsknąłem z niedowierzaniem. - Jakie to, do cholery, typowe.
Może i typowe, ale skuteczne. Prawdopodobnie wchodzimy do lodowej jaskini. Założę się, że bestia już się tam zadomowiła. Walka tam będzie niebezpieczna... oby Anwaldt miał rację, i jego plan się sprawdził.
- Nie mamy wyboru, musimy tam wejść. Będzie niebezpiecznie, ale musi nam się udać... swoją drogą, czemu żywiołaki mrozu upodobały sobie podziemne, ciasne pomieszczenia? To logiczne, ale... nudne.
Nudne! To jest to słowo! Poza tym, to jakby postawienie wszystkiego na jedną kartę. Albo kompletne zwycięstwo, albo kompletna porażka. Rzut kością, partyjka w pokera. Tylko jak długo można zachować lodową twarz?
Offline
Administrator | Krewny i znajomy Królisia
Ves:
- No kurwa - podsumowała w podobnym duchu Twą kwestię Kathia, spoglądając po raz ostatni w stronę domostwa z mieszanką obrzydzenia i tęsknoty.
Tymczasem we wnętrzu jął trzaskać już ogień, zaś przez rozmaite szpary wydobywały się smużki czarnego dymu. Dymu, jaki powstaje ze spalonych ciał. Lepiej się stąd zwinąć, zanim poczujecie fetor...
Offline
- No i moja magia tak się teraz przyda jak... przecież w ciasnych miejscach, to ja prędzej zranię was jak żywiołaka. - Po prostu pięknie. Muszę wymyślić jakiś sprytny sposób. - Chyba, że których z was potrafi szybko stawiać bariery. Wtedy ja mogę użyć ognia, który wy potem zamkniecie wokół stwora. Albo chociaż osłonicie nas przed ciepłem i ogniem, znaczy mnie tylko przed ciepłem, ogień mi nic nie zrobi, tylko że chciałbym wrócić w ubraniach, a one nie są ognioodporne.
Ostatnio edytowany przez Ignigenus (2012-09-01 01:42:02)
Offline
Administrator | Krewny i znajomy Królisia
Igniś i Eliś:
- Pozostaje mieć nadzieję, że nie wywiąże się walka - odparł rzeczowo Kreuz. - A w razie czego, to w istocie zrobimy tak, jak powiedziałeś, Czerwonooki. Ale kto powiedział, że musimy mówić mu prawdę o twojej potędze? Przecież zawsze można ją przedstawić w ciut... innym świetle.
To dało Wam do myślenia. Ale czas już do środka! Anwaldt poszedł przodem, prosto w mroczny prostokąt grobowych podwoi. Na szczęście, zaraz za progiem opamiętał się i zapalił niewielki, pulsujący ognik, dający jednak wystarczająco dużo światła, abyście dostrzegli szron pokrywający ściany i stopnie prowadzących w dół schodów. No, no, widać Wasz przyjaciel się już zdążył zadomowić...
Atoli lepiej, iżby się nie przyzwyczajał!
Offline
Przewrotna osa | MG
I tak też uczyniłam, a mianowicie nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz w życiu skądś się zwinęłam.
- Prowadź ku zbawieniu w tej peregrynacji – popędziłam uszczypliwie, nie poczuwając się do pomocy mej kamratce w niesienia kufra. Aliści na usprawiedliwienie swoje dodam, iż gdy nadejdzie czas opróżniania jego wiktuałów, pierwsza i bez proszenia wyciągnę do niej pomocną dłoń. Po co przeciążać teraz sumienie… A tymczasem pozostało mi jedynie zaufać mojej pełnej wiary w Odszczepieńczą dobroć towarzyszce i posłusznie podążyć za nią, kędy poprowadzi.
Offline
Administrator | Krewny i znajomy Królisia
Ta zaś chwyciła kurczowo kuferek, aż jej knykcie zbielały (przy czym z niesmakiem przypomniałaś sobie otrutego Inkwizytora), i starając się nie patrzeć na pochłaniane przez zachłanny ogień domostwo, poprowadziła Cię na wschód.
- Będziemy musieli pójść dalej na wschód, by ominąć Dzicz. Nie chcemy przeca wchodzić w te niebezpieczne mokradła... Później już tylko na południe, wzdłuż rzeki - wyjaśniła, kiedy dom stał się jedynie smużką dymu daleko za Wami. A przed Wami rozciągały się bezdroża.
Offline
Spojrzałem na Eliasza, po czym podążyłem za Anwaldem. Zaprawdę ciekawe co tam spotkamy... Ewentualnego sojusznika czy wroga... I czy będę pomocny, teoretycznie fakt, że jestem w połowie demonem, powinien pomóc. Mogę jedynie mieć nadzieje, że ten fakt pomoże aby nam(mi ?) zaufał. Jeśli nie... Może nie z przyjemnością, ale jeśli będę musiał. to go zniszczę. Oby znali, dobre bariery obronne. Gdybym, przestał się kontrolować, to mimo wszystko, nie chcę, żeby stała im się krzywda. Gdy o tym pomyślałem, nawiedziło mnie wspomnienie wielkiej połaci spalonego lasu... Ognia... Ciała tego skurwysyna...I jej... Nie, nie mogę o tym teraz myśleć. Teraz,najważniejsza jest misja i jej cel.
Offline
Administrator | Krewny i znajomy Królisia
Zaś cel ukazał Wam się rychlej, niżbyście się mogli spodziewać. Ot, kiedy zeszliście już do ciemnej krypty, zaraz jednak rozświetlonej przez kolejny ognik, przywołany przez Anwaldta, między oblodzonymi grobowcami, pod ostrzami sopli, przyklejony do ściany - czekał na Was on. Żywiołak.
Dopiero teraz mogliście go ujrzeć w pełnej krasie: ni to róg, ni to głowa odchodziła od trójkątnego tułowia, które opierało się jedną "nogą" (trudno było znaleźć inne słowo na ten odwrócony, zwężający się ku dołowi, a przy samej ziemi mający ledwie cal szerokości stożek) o podłoże.
- Fffffitajcccccciee... - powitał Was ze znanym już Eliaszowi sykiem żywiołak. - Nie tratśśśśśśśmy czassssu... czego chceccccccie... wsssamian?
Jak rzeczowo! Czyżby żywiołakowi nie zależało na walce, czy to był jedynie podstęp?...
Offline
- Jakże miło mi widzieć twoje rozpromienione i jasne oblicze! - no, sytuacja jest beznadziejna, to przynajmniej się pośmiejmy. - Ciepła dzisiaj noc. Swoją drogą, bardzo ładnie się tu urządziłeś. Mieszkanie w mieście już ci się znudziło?
Ugryzłem się w język. Chyba lepiej pozostawić gadaninę Anwaldtowi... on się lepiej zna. I, zapewne, ma lepsze zaklęcia ochronne. Przez myśl przewinęły mi się wszystkie znane sposoby tworzenia barier. Może się przydać...
Offline
Administrator | Krewny i znajomy Królisia
- Sssskądże... zdawało mi ssssię po prossstu, że ktośśś mnie tu zaprasssszał... - wysyczał stwór w odpowiedzi, mierząc Cię zimnym spojrzeniem lodowych ślepi, co jarzyły się w ciemności jak dwie mroźne pochodnie. Poczułeś się, jakby ktoś wylał na Ciebie kubeł zimnej wody... i to bynajmniej nie w metaforycznym sensie.
Atoli następnie przejął głos Anwaldt:
- Chcemy informacji. Wiemy, że ściągnął cię tu nieudolny mag, który służył Inkwizycji... mógł ci się przedstawić jako... Eliaszu? Pamiętasz może?...
Offline
- Wielki Destruktor. Tak siebie samego nazywał.
Rety... nie możemy przejść do rzeczy? Ad rem, przyjacielu, ad rem!
- Jak dla mnie, wielkie to on miał ego. TYLKO ego. Ewentualnie brzuch, ale to raczej kategoria przedmiotów ogromnych...
Gówno w przeręblu. Oh, te wizje tak pięknie do siebie pasują!
Offline
- Czy jego brzuch, naprawdę jest teraz najważniejszy ? Zajmijmy się tym, czym trzeba, ewentualne... nakrycie nas, z tego co rozumiem, nie skończy się dobrze dla żadnej ze stron.- Mówiąc to, patrzyłem się na żywiołaka. Hmm, więc w połowie jestem czymś takim. Może nie do końca takim, ale jakby nie patrzeć on jest demonem, gdyby był czas, może mógłby mi coś więcej powiedzieć o używaniu naszych mocy.
Offline
Administrator | Krewny i znajomy Królisia
- Tak... Wielki Dessstruktor. I co sss nim? - wysyczała bestia.
- Ściągnął cię tu na polecenie Inkwizycji, która widać od jakiegoś czasu próbuje wynaleźć sposób pozwalający na przeniesienie demonicznych oddziałów prosto w serce Tiarrim. Czy wiesz cokolwiek o współpracy twych pobratymców z Psami Papieskimi?
- Nie... chociaż... od jakiegoś czasu gościmy u siebie śmiertelnych... to tylko plotka, gdyż jeżeli coś takiego miałoby miejsce, to jeno w ścisłej tajemnicy. Ludzie nie są zbyt mile widziani w Durgemnie. A ja mogłem tu trafić w ramach zemsty... jako takie mięso armatnie, rozumiecie? - odrzekła stwora już normalnym tonem.
Anwaldt jej nie słuchał. Pobladł cały i kiwał się dziwnie w przód i w tył. Na jego czole wystąpiły krople potu, i to mimo panującego ziąbu.
- Rozumiem - wydusił wreszcie. - Macki Inkwizycji sięgają dalej, niż myślałem... atoli wiesz może, kto... kto mógł cię wysłać? Który z demonów?...
- Jeśli miałbym wskazać kogoś, kto byłby do tego zdolny... to na myśl przychodzi mi tylko Ignis, Pan Ognia.
Jeden z Was poczuł dziwne ukłucie w żołądku...
Offline